***UWAGA***



Zastrzegam sobie możliwość występowania wulgaryzmów i treści mogących urazić niepełnoletnich czytelników.

sobota, 18 stycznia 2014

#79

Kochani! Przed wami kolejny rozdział, a ja mam do was prośbę, a raczej chciałabym coś zaznaczyć. W słowie "spojrzałam" macie link do piosenki, którą macie w tym momencie rozdziału otworzyć. Miłego czytania! :)
________________

Ciężko było przespać tą noc... Praktycznie pół nocy nie spałam, i myślałam o tacie. Tak bardzo chciałabym, żeby wrócił do zdrowia... Żeby wrócił do nas.
Czułam się samotna bez niego i tęskniłam za jego troskliwością, za jego żartowaniem, za jego głosem i za naszymi wieczorami, kiedy rozmawialiśmy o wszystkim i niczym za razem. Po prostu tęskniłam za nim, i czułam się, jakby brakowało w tym domu jakiejś cząsteczki. Takiego ducha domu, tego życia rozgrywającego się w nim, czy czegokolwiek. Ten dom był pusty i bezużyteczny bez jego osoby.
Do tego był Olly. Jak coś się nie daj Boże stanie, to co ja mu powiem? Przecież okłamaliśmy go z Devonem. Nasz brat nadal myśli, że tata pojechał na dłuższą delegację... To i tak cud, że jeszcze się nie zorientował, że coś jest nie tak. Jak na swój wiek, był bardzo inteligentny... Już nie raz pytał mnie gdzie jest tata, i kiedy wróci, a ja wtedy nie wiedziałam co mu powiedzieć. Widząc go płaczącego z tęsknoty za tatą, sama miałam ochotę płakać. Ja byłam prawie dorosła, a Devon miał już skończone osiemnaście lat... A Olly? Przecież on był taki mały... Potrzebował wzoru, miłości, troski, opieki... tego wszystkiego co dawał mu tata. A teraz? Nie dość, że stracił matkę, czego jeszcze do końca nie rozumie, może stracić jedyną osobę, która mu została poza rodzeństwem. Co wtedy się z nim stanie? Jak damy sobie radę bez jedynej osoby, która sprawiała, że ta rodzina jeszcze funkcjonowała... była jakimś fundamentem, filarem, który ją podtrzymywał. Przecież gdyby matka odeszła i oboje by nas nie chcieli, to trafilibyśmy do domu dziecka, a w najlepszym wypadku do rodzin zastępczych... rozdzielili by nas. I jedynie Devon, mógłby tego uniknąć i zacząć życie na własną rękę.
*                     
Około godziny ósmej, kiedy byliśmy już z Olly’m po śniadaniu, przyszła do nas Meredith. Kobieta strasznie pomagała mi w ogarnięciu domu, z załatwianiem różnych spraw z lekarzami i przede wszystkim, w pomocy z Olly’m.
- Dasz sobie radę? – spytałam zmartwiona, patrząc na jej zmęczoną twarz. Kobieta kiwnęła tylko głową i uśmiechnęła się pocieszająco.
- Na pewno Abby. Jedź już do taty – powiedziała troskliwym głosem i wzięła się za rozpakowywanie zakupów, które przyniosła.
Naprawdę doceniałam jej poświęcenie. Przez pół nocy siedziała u taty w szpitalu i pomimo zmęczenia i wyczerpania, przyszła do nas. Byłam jej za to niezmiernie wdzięczna i nie wiem, jak kiedykolwiek uda mi się spłacić ten dług.
Ubrałam ciepłe buty i czarny płaszcz. Jeszcze raz spytałam, czy na pewno mogę iść, i gdy kobieta ponownie zapewniła mnie, że tak, i że wszystko będzie dobrze, ucałowałam w czółko Olly’ego, pożegnałam się z nimi i wyszłam.
Podjechałam taksówką pod szpital. Macie czasem takie wrażenie, jakby ktoś Was obserwował? Właśnie w tym momencie, kiedy wysiadałam z taksówki i zmierzałam w stronę szpitala, miałam takie wrażenie... Było to niezwykle dziwne, ale nawet się nie rozglądałam, tylko szybko przemierzyłam krótką odległość dzielącą mnie od rozsuwanych drzwi budynku, i po chwili znalazłam się w ciepłej rejestracji na ostrym dyżurze.
Od razu nogi poprowadziły mnie do sali, w której leżał tata. Byłam już tu tyle razy, że chyba bez trudu trafiłabym z zamkniętymi oczami. Otwarłam szklane drzwi do sali i weszłam. Widząc, że z tatą jest wszystko w porządku, jakiś niewyobrażalnie ciężki kamień spadł mi z serca. Ściągnęłam płaszcz i położyłam na oparciu jednego z krzeseł. Usiadłam na moim codziennym miejscu, przy łóżku taty i patrzyłam na jego rozluźniony wyraz twarzy. Wyglądał jak by po prostu spał i zaraz miał się obudzić... może faktycznie za niedługo wyjdzie ze śpiączki?
- Cześć tatusiu – przywitałam się z nim, delikatnie się uśmiechając, choć wiedziałam, że tego nie zauważy. Ujęłam dłonią delikatnie jego dużą dłoń i zaczęłam gładzić. – U nas wszystko w porządku. Co prawda Olly często pyta się gdzie jesteś i kiedy wrócisz, prosi nas, żebyśmy do ciebie zadzwonili i strasznie tęskni, ale za niedługo cię zobaczy, prawda? Wszyscy tęsknimy... Meredith siedziała u ciebie prawie całą noc i czuwała przy tobie... To naprawdę dobra kobieta. Pomaga nam i w sumie ostatnio mam wrażenie, że tylko dzięki niej funkcjonujemy... – westchnęłam głęboko. – Olly bardzo ją polubił. Traktuje ją trochę nawet jak ciocie. – Uśmiechnęłam się na myśl o młodszym bracie. – Mam nadzieję, że szybko do nas wrócisz i wszystko będzie jak dawniej. Strasznie za tobą tęsknimy, tatusiu. Proszę... nie daj długo na siebie czekać. Potrzebujemy cię...
To jak okropnie czułam się mając w głowie wczorajsze przemyślenia, nie dawało mi spokoju. Opowiedziałam tacie o całej reszcie, nieco mniej ważnych rzeczy, przeczytałam nową gazetę, jak co dzień, aż zatrzymałam się na przedostatniej stronie, i zamilkłam. Na dość sporym, jednak nieco rozmazanym zdjęciu, zobaczyłam siebie i Harry’ego.
Z wczoraj.
Wychodzących z kliniki.
O cholera! Przeczytałam nagłówek i zabrakło mi słów. Przez moment po prostu nie oddychałam, łącząc litery w słowa, i słowa w zdania, jakbym nie potrafiła tego robić, i próbowała się upewnić, że dobrze przeczytałam temat artykułu.
„Dziewczyna Harry’ego Styles’a w ciąży!” – trzęsącymi dłońmi, rozwinęłam nieco bardziej gazetę i zabrałam się za czytanie dość obszernego artykułu poniżej zdjęcia.
„Jak wiadomo, najmłodszy członek z najbardziej rozpoznawalnego boybandu na świecie, Harry Styles (19 l.) od dłuższego czasu mówi, że jego serce jest zajęte a ostatnimi czasy, udało nam się przyłapać go z wybranką serca i dowiedzieliśmy się, że jest nią młodsza o dwa lata, Abigail Turner (17 l.). Powyżej tego artykułu, znajduje się zdjęcie zrobione przez jednego z naszych fotoreporterów, przyłapujące parę na opuszczaniu prywatnej kliniki. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że klinika ta, jest najbardziej rozbudowaną w Londynie, specjalizującą się w ginekologii i położnictwie. Para w dość dobrym humorze opuściła klinikę, i udała się potem na obiad. Warto również dodać, że Abigail, z dopasowanych ubrań, wybrała nieco większe, ewidentnie zasłaniające rosnący brzuszek (zdj. poniżej). Czy więc Harry Styles i jego dziewczyna spodziewają się dziecka? Czy może jest to związane z promocją nowego singla zespołu One Direction, promującego nowy album, o zachęcającej nazwie ‘Best Song Ever’? Myślę, że przekonamy się już niebawem!”
Ledwo przeczytałam ostatnie zdanie i poczułam jak robi mi się słabo. Wiedzą. Media dowiedziały się o naszej wizycie w klinice i teraz, na każdym kroku, będzie za nami latać chmara fotoreporterów. Harremu nie dadzą spokoju na wywiadach i w końcu wszystko będzie trzeba potwierdzić... Przecież nie da się logicznie wytłumaczyć faktu, że byliśmy w klinice, a mój brzuch z miesiąca na miesiąc robi się coraz większy... Nie będę też całymi dniami siedzieć w domu, próbując przez kilka miesięcy schować się przed ludźmi. I tak wcześniej czy później się dowiedzą... „O mój Boże...”
Ledwo wstałam i poczłapałam na korytarz. Było mi naprawdę słabo... Podeszłam do automatu z ciepłą i zimną wodą i nalałam sobie cały plastikowy kubeczek zimnej wody, którą wypiłam prawie duszkiem. Usiadłam na krześle na korytarzu i moje myśli zajęła teraz tylko ta jedna sprawa. To, że świat dowiedział się o ciąży... Boże. To nie miało być tak... przez jakiś czas chcieliśmy utrzymać to jeszcze w tajemnicy... Teraz nie będziemy mieć chwili spokoju. Spokoju, który jest nam potrzebny.
- Hej Abby – usłyszałam ten ochrypły, tak dobrze znany mi głos i podniosłam niepewnie głowę.
- Cześć... co tu robisz? – spytałam trochę zaskoczona, choć tak w głębi siebie, właśnie teraz go potrzebowałam i dziękowałam mu z całego serca za to, że się pojawił. Chłopak usiadł obok mnie i pocałował na przywitanie.
- Przyszedłem do twojego, ale zastałem tylko Meredith, Olly’ego i Devona, który przyjechał tam niedługo przede mną, i powiedzieli mi, że Ciebie nie ma, i jesteś w szpitalu. Wsiadłem więc w samochód i czym prędzej przyjechałem – powiedział skanując wzrokiem moją twarz. – Abby, co się stało? – jego mina nieco zrzedła, kiedy zobaczył mój nastrój. Nic nie powiedziałam, tylko podałam mu nieco pogniecioną gazetę. Harry momentalnie wyrwał mi ją z rąk i zaczął czytać artykuł. Po chwili zaczął cicho kląć pod nosem, i rzucił ją na bok, jak jakiś najgorszy śmieć. – Cholera – warknął i schował twarz w dłoniach. Wstał i nerwowo przeczesał dłonią włosy. Przyglądałam mu się uważnie. Ani trochę nie był zadowolony tym co przeczytał i jego reakcja była mało powściągliwa. Szczerze powiedziawszy, wyglądał tak, jakby zaraz miał znaleźć gościa, który zrobił te zdjęcia i napisał artykuł, i obić mu we wściekłości szczękę.
- Harry... – szepnęłam niepewnie. Nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałam taką złość w jego zielonych tęczówkach, które nieco pociemniały.
- Przepraszam, kochanie... – podszedł do mnie i kucnął naprzeciwko biorąc moje ręce w swoje duże, ciepłe dłonie. – Nie bój się... poradzimy sobie z tym... jeszcze nie wiem jak, ale na pewno damy radę – powiedział patrząc na nasze złączone dłonie i pokiwał delikatnie głową, jakby sam chciał się do tego przekonać. – Wracamy do domu? – spytał podnosząc głowę i patrząc na mnie. Widziałam to zmartwienie na twarzy, jakby bał się, że ten artykuł w jakiś sposób mnie złamał psychicznie. On jak chyba nikt, wiedział ile ostatnio przeszłam... wiedział jak już jestem wyniszczona przez sprawę z tatą, opiekowanie się domem i Olly’m, ciążę i wszystkie problemy. Podniosłam rękę i pogładziłam delikatnie jego policzek. Zmusiłam się do uśmiechu i popatrzyłam w piękne zielone tęczówki, w których się zakochałam od pierwszego wejrzenia.
- Harry, wszystko jest w porządku. Naprawdę – uśmiechnęłam się nieco szczerzej. – Możemy powoli się zbierać. – Wstałam z krzesła i udałam się do sali, żeby pożegnać się z tatą i pozbierać swoje rzeczy.
Podeszłam do łóżka i ucałowałam tatę w czoło. Poprawiłam mu poduszkę pod głową i uśmiechnęłam się.
- Pa tatusiu, ja już się zbieram. Do zobaczenia. – Udałam się w kierunku okrągłego stolika, stojącego przy przeciwległej ścianie i pozbierałam z niego rzeczy jak telefon i inne, które wrzuciłam do torebki. Harry wziął mój czarny płaszcz i pomógł mi go założyć. Pozapinałam rząd guzików i zawiesiłam małą torebkę na ramieniu. Odwróciłam się i jeszcze raz spojrzałam na tatę. – Kocham cię, tatusiu – szepnęłam się i zwróciłam do drzwi, które otwierał przede mną Harry. Już miałam wyjść, ale zatrzymałam się w pół kroku, kiedy usłyszałam bardzo głośne pikanie aparatury. Moje serce dosłownie się zatrzymało i odwróciłam się gwałtownie spoglądając na tatę, leżącego na szpitalnym łóżku i aparaturę rozstawioną dookoła, której wskaźniki dosłownie szalały.
Wszystko zaczęło się dziać jak w zwolnionym tempie. Zaczęłam krzyczeć, kiedy do pokoju wbiegły pielęgniarki i lekarze, zaalarmowani dźwiękiem piszczących urządzeń. Z moich oczu poleciały łzy zamazujące mi prawie cały obraz.
Chciałam tam pobiec, ale jedna z nich wyprosiła mnie za drzwi. Próbowałam się wyszarpać i tam wejść, ale silne ramiona Harry’ego trzymały mnie całą i nie miałam z nimi nawet szans. Widziałam przez szklaną szybę, jak wszyscy zebrali się dookoła łóżka. Jeden z lekarzy zaczął wykonywać masaż serca, a pielęgniarka odłączyła dużą rurę idącą od jego ust, i do małej rureczki, która najprawdopodobniej znajdowała się w gardle, podpięła duży niebieski, gumowy worek, którym miarowo wdmuchiwała powietrze do płuc. Lekarka chwyciła stolik na kółkach, stojący przy lewej ścianie i popchnęła go tak, że znajdował się zaraz obok łóżka. Inna pielęgniarka położyła w dwóch miejscach silikonowe podkładki. Lekarka uruchamiała maszynę i po chwili wzięła dwie elektrody do rąk i naładowała je.
- Czysto – krzyknęła, i wszyscy podnieśli ręce, a ona przyłożyła elektrody w miejsce silikonowych podkładek i nacisnęła na nie, co spowodowało, że ciało taty wygięło się pod wpływem silnego impulsu, i z powrotem opadło bezwładnie na łóżko. Ten widok tylko wzmógł mój napad histerii. Lekarz ponownie wrócił do masażu serca, ponieważ aparatura nadal głośno piszczała. Nie mogłam tego znieść i mój płacz przemienił się w głośny szloch. Błagałam Boga w myślach, żeby dał mu żyć. Żeby ta kolejna reanimacja przyniosła skutek. On nie może umrzeć! Nie może nam tego zrobić! Miał być silny... miał żyć, dla nas...
Historia zatoczyła koło i bezwładne ciało znów wygięło się w łuk, pod wpływem impulsu elektrod, co nadal nie przywróciło akcji serca.
- Podajcie epinefrynę! Już! – krzyknął lekarz, który znów powrócił do masażu. Pielęgniarka stojąca obok niego podbiegła do szuflad i wyciągnęła z niej strzykawkę, której zawartość wstrzyknęła przez wenflon do żyły.
- Tętno spada do minimum. Zaraz go stracimy – poinformowała wszystkich kobieta.
- Ładuję do trzystu. – Lekarka znów naładowała elektrody i po usunięciu się wszystkich, przyłożyła do klatki piersiowej taty.
Przez kolejne kilkanaście minut, po podaniu kilku strzykawek adrenaliny, po ciągłym masażu serca i kilku elektrodach, zmęczeni już lekarze odłożyli sprzęt i jeden z nich zaprzestał masażu serca. Wyłączył pikającą aparaturę, na której widać było długą, ciągnącą się, prostą linię.
- Czas zgonu... – zerknął na zegarek na ręce – 13.57. – jedna z pielęgniarek zapisała to w karcie i odłożyła na bok.
Czułam jak moje mięśnie wiotczeją i osuwam się na ziemię. Gdyby nie silne ramiona Harry’ego, które mnie podtrzymały, chyba bym zemdlała.
- Nie, nie, nie... to nie może być prawda – jęknęłam histerycznie i kiwałam na boki głową nie mogąc uzmysłowić sobie tego, co się właśnie stało. – Nieee! On żyje! On żyje, a to jest pieprzony sen – krzyknęłam i próbowałam wyszarpać się z uścisku Harry’ego, ale on tylko jeszcze bardziej zgarnął mnie w objęcia.
- Przykro mi, skarbie... – szepnął złamanym głosem.
- Nie, Harry. Puść mnie! Muszę tam wejść, rozumiesz? Masz mnie natychmiast puścić! – krzyknęłam przez łzy.
- Nie Abby, nie puszczę cię – powiedział siląc się na spokojny głos.
- Puść mnie do cholery, rozumiesz? Czy mam mówić do Ciebie po chińsku, żebyś zrozumiał? – warknęłam. – Chcę... ja chcę go zobaczyć. Ja muszę... – wstałam gwałtownie, ale znów prawie upadłam. Harry mnie złapał i pomógł mi wstać. Podtrzymując mnie, pomógł mi wejść do sali, a ja na widok bladego ciała taty i jego siniejących ust wpadłam w jeszcze większy płacz.
Jak mógł? Jak mógł nas zostawić?! Przecież był silny... miał z tego wyjść. Głowa zaczęła mnie boleć od nieustającego płaczu. Harry obrócił mnie i wpadłam w jego ramiona. Objął mnie mocno nic nie mówiąc, a ja płakałam w jego tors.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że już nigdy go nie przytulę... Że już nigdy nie usłyszę jego głosu, ani śmiechu. Już nigdy nie będę do niego mogła pójść po radę. Że nigdy nie zobaczy swojego wnuka.
Nigdy.
To już koniec.
Rozrywający ból w klatce piersiowej sprawiał, że ciężko było mi oddychać. Cała moja twarz zalana była łzami. Dusiłam się, świadomością, że on nie żyje. Nie mogłam przestać, tylko z sekundy na sekundę jeszcze bardziej się nakręcałam. Cały mój wewnętrzny świat, który utrzymywał się jeszcze na nadziei, która mi pozostała, zawalił się na raz, niszcząc przy okazji dosłownie wszystkie małe cząsteczki radości, która to podtrzymywała. Jedyne co teraz chciałam, to zamknąć się i płakać.

________________________
I jak wrażenia? Spodziewaliście się tego, czy jednak udało nam się was zaskoczyć? 
Dziękujemy za wszystkie miłe komentarze. To naprawdę daje niezłego kopa do pisania :) 
Do następnego! x

EDIT! 
ZE WZGLĘDU NA WIELE NIEAKTYWNYCH KONT ODŚWIEŻAMY ZAKŁADKĘ INFORMOWANYCH. PROSIMY WSZYTSKICH ZAINTERESOWANYCH O WEJŚCIE I KOMENTARZ!

Bardzo chciałabym Was zaprosić również na swojego drugiego bloga - CLICK 

sobota, 11 stycznia 2014

#78

Kiedy zamknęły się za nami rozsuwane, oszklone drzwi prywatnej kliniki, odetchnęłam z ulgą. Harry uśmiechał się promieniście przyglądając się tekturowej teczce, którą trzymał w drugiej dłoni. Splotłam mocniej nasze palce, widząc, że chłopak zahibernował. Zamrugał kilkakrotnie oczyma i pociągnął mnie w stronę samochodu. Żadne z nas nie umiało wykrzesać z siebie jakiegokolwiek słowa. Myśl, że Baby Styles rozwija się prawidłowo i ma się świetnie jest światełkiem w tunelu i choć na chwile odrywa moje myśli od tych mniej przyjemnych związanych z Tatą i obecną sytuacją. Doskwierało mi tylko nieprzyjemne uczucie obserwowania, czułam na sobie czyjś wzrok, ale w pobliżu nikogo nie było, to pewnie przemęczenie i zbyt dużo obciążających myśli. Harry otworzył mi drzwi od strony pasażera, ostrożnie zajęłam miejsce i już miałam kłaść dłonie na klamrze od pasa, kiedy zauważyłam przed sobą twarz mojego chłopaka.
- Daj, ja to zrobię. – posłał mi wdzięczny uśmiech a ja skinęłam głową. Zapiął moje pasy, pogładził dłonią brzuch i zajął miejsce za kierownicą. Harry wycofał z miejsca parkingowego i kiedy płynnie poruszaliśmy się w przód, zaczęłam rozmawiać.
- Harry, czy jutro macie premierę nowego teledysku do Best Song Ever ? – zapytałam, kojarząc w głowie słowa Malik’a, który coś mi o tym wspominał.
- Yep, zgadza się. – Kiwnął głową a na ustach pojawił się jeden z jego firmowych uśmieszków. W skupieniu przerzucił bieg i wyprzedził kilka samochodów pod rząd, wgięło mnie w fotel, ale nie bałam się z nim jeździć. Był nie tylko świetnym chłopakiem, piosenkarzem, ale też umiał odnaleźć się za kółkiem wozu.
- Bardzo się cieszę, nie mogę się doczekać. Malik nie pisnął słówkiem, ale z tego co opowiadał to faktycznie będzie best song ever …  - zaśmiałam się obracając frontem do niego, przez co moje plecy spoczęły na miękkim obiciu drzwi. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiałam oglądać jak prowadzi samochód, z jaką sprawnością manewruje kierownicą i kiedy jego mięśnie się napinają, przy zmianie biegu. To było bardzo pociągające, nawet ta malutka zmarszczka formująca się na czole, kiedy ktoś mu nie zjedzie z pasa, którym podąża.
- Teledysk jest wręcz zajebisty, kwiatuszku. – mówiąc to położył swoją męską dłoń na moim udzie i pogładził mnie lekko, zarumieniłam się, słysząc w swoim kierunku takie określenia. – Ha, nie mów, że to Cię krępuje Abigail. – wyraźnie go to rozbawiło, bo przez ostatnie 100 metrów jazdy cieszył się jak głupi, kiedy ja postanowiłam zamilknąć.
- Wracamy do domu, czy chcesz coś zjeść na mieście ? – zapytał Styles a zważywszy na to, że prawie nic nie zjadłam przed wyjściem to odczuwałam głód. Z chęcią więc przystałam na jego pomysł.
- Byłoby idealnie, Harry. – posłałam mu przyjazny uśmiech i wlepiłam wzrok za mijany za oknem krajobraz. Podczas prowadzenia pojazdu chłopak mało co się odzywał, w skupieniu prowadził auto, przez co trochę mi się nudziło.
- Dasz mi swój telefon ? – poprosiłam.
- Jasne, mam go w kieszeni kurtki na tylnym siedzeniu, wyjmiesz sobie ? – rzucił okiem w lusterko boczne i uśmiechnął się do mnie ciepło. Skinęłam głową i sięgnęłam ręką po skórzany kożuch z futerkiem przy szyi. Wyjęłam czarnego iPhone’a i odblokowałam wstukując odpowiedni szyfr znaków. Odpaliłam moją ulubioną grę Subway Surfers i zaczęłam grać. Po chwili jednak telefon rozdzwonił się a na ekranie wyświetliło się połączenie od Louis’a.
- Harreh, Lou dzwoni. – oddałam mu komórkę a on umiejscowił ją na specjalnych widełkach i uruchomił głośnomówiący. Po chwili w samochodzie rozbrzmiewał głos Tomlinson’a.
- No cześć Lou, co jest ? – przemówił Styles.
- Siema Styles, gdzie jesteś ?
- Wracam z Abby od lekarza i jedziemy coś zjeść na mieście. A co ?
- O pozdrów Abigail, wszystko w porządku u niej ? – zachichotałam pod nosem.
- Myślę, że sama ci o tym powie. – powiedział uśmiechając się promieniście.
- Cześć Louis. – zagruchałam nachylając się nad urządzeniem. – U nas wszystko porządku, Baby Styles się rozwija prawidłowo. – uśmiechnęłam się gładząc się po brzuchu.
- To świetnie, a wiecie już jaka jest płeć ? – zaciekawił się przyjaciel mojego chłopaka.
- Tak, to znaczy jest już taka możliwość, ale zadecydowaliśmy z Abby, że wolimy aby to była dla nas niespodzianka. Ważne, by Baby Styles urodził się zdrowy, tyle mi do szczęścia potrzebne. – skwitował dumnie pnąc pierś w przód.
- Aha, rozumiem i całkowicie popieram. Dobra dzieciaki, chciałem tylko się dowiedzieć, czy wszystko u was gra, no więc nie przeszkadzam wam już. Trzymaj się Styles, pa Abby. – dźwięcznie zaśmiał się.
- No cześć, cześć . – Harry rozłączył się i posłał mi przyjazny uśmiech. Po chwili dojechaliśmy już na miejsce. Cały lokal wyglądał bardzo swojsko i trzymał ciepły i rodzinny klimat, a wdzięczna nazwa „Naleśniki u Billy’ego” dodawała atmosfery. Harry pchnął drzwi i przepuścił mnie w nich. Zarumieniłam się lekko, bo zawsze zachowywał się jak dżentelmen w stosunku do kobiet. Odebrał ode mnie płaszczyk i powiesił na wieszaku przy wejściu. W oczy rzucały się pięknie przyozdobiona stołówka. Stoły białego drewna okryte obrusami w czerwono-białą kratkę, bardzo w stylu lat ’80. Na ścianach prócz wielkich, przejrzystych okien pozawieszane były obrazy i podpisy gości,  którzy przewinęli się przez to miejsce. Zajęliśmy miejsce przy stoliku i od razu zabraliśmy się za wertowanie karty.
- Na co masz ochotę kotku ? – spytał pieszczotliwie Styles.
- Hmmm… poproszę naleśniki z syropem klonowym i muffin’a czekoladowego. A do picia waniliowy shake. – uśmiechnęłam się i podparłam łokciami o kant stołu. – A ty co sobie weźmiesz ?
- Ja chyba czekoladowe naleśniki z truskawkami i cynamonem. A do picia chyba kawę. To poczekaj, kotku pójdę złożyć zamówienie. – chłopak wstał i zabrał ze stołu menu. Podszedł do wysokiego baru i złożył nasze zamówienia. Uśmiechnięty wrócił do stolika, taki piękny, taki mój. Widziałam jak kobiety ukradkiem zerkały w jego stronę, jednak Harry nic sobie z tego nie robił, spoglądał w moje oczy i dzierżył w swojej dłoni moją dłoń. Na usta cisnął mi się ogromny uśmiech, mimo wszystko Harry dawał mi poczucie szczęścia, czułam się kochana i czułam, że przynależę do niego w całości. A myśl, że mamy razem dziecko i przed sobą wspólną przyszłość powoduje wylew endorfiny po całym moim ciele.
- O czym myślisz ? – wybudził mnie z letargu myśli jego zachrypnięty głos. Pogładziłam kciukiem wierzch jego dłoni i uśmiechnęłam się przed nosem.
- O wielu rzeczach. – tajemniczy uśmiech pojawił się na jego twarzy. – O nas, o mnie i tobie, o Baby Styles i o tym jak kobiety pożerają cię wzrokiem a ty nic sobie z tego nie robisz. – iskra błysnęła w jego szmaragdowych tęczówkach. Przytknął moją dłoń do ust i musnął ciepłymi wargami jej wierzch.
- Po co mają mnie interesować inne, jak mam dziewczynę moich marzeń przed sobą, która nosi w sobie moje dziecko. Kotku… Kocham cię jak szalony, co ty ze mną zrobiłaś … - pokiwał z dezaprobatą głową i uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki. Jego słowa wywołały u mnie przyjemne uczucie ciepła na policzkach. Chyba każda dziewczyna chciałaby usłyszeć  ust swojego chłopaka takie słowa. Sprawił, że mu całkowicie zaufałam. Po chwili przyniesiono nasze zamówienie i zaczęliśmy jeść. Z pewnością to były najlepsze naleśniki jakie kiedykolwiek jadłam. Nic się z nimi nie mogło równać, nawet te przyrządzane przez Devon’a. Harry zapłacił za nas i syci opuściliśmy lokal, kiedy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Odblokowałam ekran i przystawiłam urządzenie do ucha.
- Halo ?
- Pani Abigail Turner ? – usłyszałam formalny lecz przyjazny głos dojrzałej kobiety.
- Tak, zgadza się. W czym mogę pomóc ? – Harry pytająco spojrzał na mnie próbując dowiedzieć się kto i dlaczego do mnie telefonuje.
-  Z tej strony siostra Margaret DePrim, opiekuję się pańskim ojcem, Cedrick’iem Turner’em – zamarłam .
- Tak, tak. Czy coś się stało ? – zapytałam mrugając kilkakrotnie oczyma.
- Wolałabym porozmawiać z panią w szpitalu, doktor chciałby z panią pomówić osobiście.
- Oczywiście, zaraz będziemy. Ale… ale proszę mi powiedzieć, czy mój tata żyje ? – spytałam drżącym głosem.
- Panienko, wszystkiego dowie się pani na miejscu, proszę zachować spokój. Pac Turner jest pod wykwalifikowanym okiem naszej kadry. Proszę bezpiecznie dotrzeć na miejsce. Do widzenia pani. – Z trudem schowałam telefon do kieszeni, nie mogłam opanować drżenia rąk i dygotania szczęki.
- Abby co się stało ? Oddychaj głęboko. – straciłam równowagę przez co zatoczyłam się lecz w ostatniej chwili przytrzymał mnie Harry, zamykając szczelnie w swoich ramionach. – Boże, Abbs, nic ci nie jest ? Kochanie, słyszysz mnie. – poklepał mnie kilkakrotnie po policzku, jednak po chwili odzyskałam stabilność.
- Harry… szpital… tata. – wychrypiałam i głowa z powrotem opadła mi na jego ramię.
- Jezu Chryste… - wymamrotał pod nosem i podprowadził mnie pod samochód. Przy jego pomocy wsiadłam do samochodu i przypięłam pasy. Szybko wycofał i popędził w stronę szpitala. – Kotku, jak się czujesz ? Wszystko z tobą w porządku ?
- Mhm. – wycedziłam z trudem mruknięcie i oparłam głowę o szybę.
- Nie denerwuj się Abby, wszystko będzie dobrze. Zaraz tam będziemy.
- Obiecujesz ? – podniosłam się chwytając jego dłoń.
- Boże, masz zimne dłonie, włączyć ogrzewanie ? – spytał, jednak sam po chwili podkręcił nawiew.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie …
- Obiecuję. – wziął głęboki wdech i później zapadła cisza.
*
W szpitalu, pielęgniarka zaprowadziła nas do gabinetu lekarza, który zajmuje się tatą i kazała chwilkę poczekać. Byłam podenerwowana, ponieważ to już za dużo czekania jak dla mnie. „Wybudzi się, tylko trzeba czasu” , „Dajcie mu trochę czasu, dojdzie do siebie” , „Jeszcze nie czas na wybudzanie, za wcześnie” Ludzie zdecydujcie się w końcu… Po chwili doktor przywołał nas do swojego gabinetu, podniosłam się z miejsca i poprosiłam Harry’ego, by poszedł ze mną.
- Proszę usiąść. – doktor skinął dłonią na dwa krzesła za biurkiem. Usiadłam odnajdując po omacku dłoń Harry’ego. Byłam gotowa usłyszeć to co mają mi do powiedzenia. – A więc, pewnie pani nie wie, dlaczego panią wzywam, hmm ? – potwierdziłam kiwając głową . – Więc przejdźmy od razu do rzeczy. Nie ukrywam, że stan pańskiego ojca zaczął się pogarszać. Obawiam się, że jego serce może nie wytrzymać takiego obciążenia. Dzisiaj w nocy zespół reanimował go, lecz udało się przywrócić bicie serca, jednak nie wiemy jak dalej tak będzie mógł. Szanse w tym momencie są nikłe, bardzo nikłe panienko. – Szczęka mimowolnie mnie opadła i zaczęłam niekontrolowanie płakać.
- Doktorze, z całym szacunkiem, ale nie musiał być pan aż tak bezpośredni. – odezwał się Harry, który uspokajająco gładził mnie po dłoni. – Dobrze pan wie, że moja dziewczyna jest w ciąży i nerwy w jej stanie nie są wskazane. Mógłby pan być bardziej delikatny. – syknął zdenerwowany. – Chodź stąd kochanie. – podniósł się z miejsca i pociągnął mnie za sobą do wyjścia.
- H..h.hharry chodź do taty, muszę go obaczyć. – wychlipałam ocierając łzy rękawkiem.
- Dobrze, dam ci chwilkę. Będę w samochodzie, dasz sobie radę  ? – przytaknęłam i weszłam do sali, gdzie leżał tato. Zamknęłam za sobą drzwi i po cichu zajęłam miejsce na taborecie obok. Stał dokładnie w tym samym miejscu, nikt go nie ruszył. Zauważyłam na stoliczku tuż obok łóżka przepiękny bukiet kwiatów, a więc Meredith musiała tutaj być.
- Cześć tatusiu… - szepnęłam chwytając jego chłodną dłoń, przebiegły mnie ciarki po plecach a to nieprzyjemne uczucie. – Już strasznie długo tutaj leżysz, wiesz ? U nas w porządku, Meredith jest z nami, zajmuje się Olly’m, jednak bez ciebie to nie to samo tatusiu. – zamilkłam. - Bardzo za tobą tęsknimy, wszyscy. A, byłam dzisiaj u lekarza, tatusiu. Dziecko jest zdrowe i prawidłowo się rozwija, wiesz jak się ucieszyliśmy ? – lekki uśmiech przemknął przez moją twarz, naprzemiennie z łzami. – Tatusiu, doktor mówił, że dzisiaj twoje serduszko tej nocy stanęło … Tatusiu, jesteś silny, wiesz, że w ciebie wierzę ? Nie możesz tak łatwo się poddać. Kocham cię tak bardzo… teraz już muszę iść, bo Harry na mnie czeka w samochodzie. Tatusiu, przyjdę do ciebie jutro, porozmawiamy i poopowiadam ci co u nas słychać, dobrze ? – nachyliłam się nad czołem taty i złożyłam rodzinny pocałunek i ocierając łzy, które teraz lały mi się strużkami opuściłam szpital. Odszukałam auto Harry’ego i wróciłam do niego. Posłał mi pytające spojrzenie, jednak nie chciałam rozmawiać. To dla mnie za dużo.
*
Podczas drogi powrotnej do domu nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, byłam pochłonięta dobitnymi słowami lekarza i obecnym stanem zdrowia Taty, nie mogłam pozbyć się z myśli mojej matki, która pojawiła się tutaj jakiś czas temu bez konkretnego powodu. Przekręciłam klucz w drzwiach wejściowych i już miałam stawiać pierwszy krok, kiedy usłyszeliśmy hałas i nagły płacz dziecka, popatrzyłam porozumiewawczo na Harry’ego i oboje ruszyliśmy w kierunku skąd dochodził odgłos. Przeraziłam się kiedy zobaczyłam Oliver’a na podłodze a obok drewniany taboret. Boże… Podbiegłam do Malca i ukucnęłam obok sprawdzając jego podstawowe funkcje życiowe.
- Olly, skarbie słyszysz mnie ? – zapytałam miękkim głosem, przypatrując się jego twarzy doszukując się w niej grymasu bólu, ale na szczęście nie znalazłam. Delikatnie zaczesałam jego włoski i ucałowałam  główkę.
- Tak, słysę, ja nie chciałem nahałasować, pseplaszam. – wymamrotał i wtulił się w moją klatkę piersiową a ja w tym momencie dziękowałam Bogu za taki obrót sprawy. Cud, że skończyło się tylko na potłuczeniach, mógł sobie coś połamać a przy niefortunnym wypadku upaść na główkę i obić skroń.  Dzięki Ci Boże. – westchnęłam spoglądając w stronę sufitu.
- Nic się nie stało Mały, a zająca chociaż złapałeś ? – spytał Harry kucając obok nas, Olly zaśmiał się i wyswobodził się z moich objęć i zawiesił się na szyi mojego chłopaka. Usiadłam w siadzie skrzyżnym i przypatrywałam się tej dwójce, Styles ma świetne podejście do dzieci.
- Nie złapałem. – zachichotał i wtulił się w jego tors.
- Olluś a co ty chciałeś zrobić ? – zapytałam delikatnie chcąc wiedzieć jaki był powód stawania na taborecie, a tak poza tym to gdzie jest Devon ?
- Chciałem się napić, a szklaneczki są u góly w safce a nie mogłem sięgnąć. – wytłumaczył się, Boże a gdzie w tym wszystkim znowu jest Dev ? – A dlaczego nie pomógł Ci Devuś ?
- Bo on śpi, bawiliśmy się cały dzień i jest zmęcony pewnie, nie chciałem go budzić. – w tym momencie uścisnęłam tą dwójkę, ciesząc się, że skończyło się tylko i wyłącznie na potłuczeniu. Harry podniósł się i zaniósł Olly’ego do jego łóżeczka i położył go do snu. Podziwiam Harry’ego za to z jaką łatwością opiekuje się Małym, on je mu z ręki a usypianie przy Harry’m idzie mu bardzo sprawnie i z dużą łatwością. Nie wiem czym to jest spowodowane, może charyzmatycznym głosem ? Odetchnęłam z ulgą i podniosłam przewrócony stołek i odstawiłam z dala od zasięgu widzenia Oliver’a, czyli w pomieszczeniu gospodarczym przy garażu.
*
Harry’s POV

Oglądaliśmy w salonie powtórki jakiegoś reality show. Abigail była od dłuższego czasu bardzo przybita i nie za bardzo wiedziałem co mogę zrobić by ją pocieszyć. Była przejęta tym wszystkim, kłótnią z bratem, której niestety byłem naocznym świadkiem a w dodatku dzwoniła Diane… jej matka. Ta kobieta jest naprawdę bez serca, chciała nas ostrzec, że wie o pogorszającym się stanie zdrowia Cedrick’a i poinformowała nas o planach co do przejęcia opieki nad Oliver’em w wypadku śmierci Taty Abby. Dziewczyna załamała się po tym, w sumie nic a nic jej się nie dziwię. Trzeba być potworem, aby żerować na cudzym nieszczęściu.
- Harry ? – usłyszałem jej cieniutki głosik wymawiający moje imię. Poruszyła się na moich kolanach i zaczerpnęła powietrza. Spojrzałem na nią, dając do zrozumienia, że może mówić dalej a ja ją słucham. – Kocham Cię strasznie, ale musisz pójść do domu. – wyszeptała bawiąc się rąbkiem koszulki. Nie zrozumiałem jej.
- Ale dlaczego Kochanie ? Coś nie tak ? – spytałem zaniepokojony.
- Nie mogę tak w całości zabierać twojego życia, proszę Cię idź do domu. – powtórzyła znacznie głośniej.
- Abby zdaje mi się, że poruszaliśmy już ten temat, prawda ? – poirytowany wywróciłem oczyma, skinęła głową, jednak nie była do końca przekonana.
- Harry idź do domu proszę, jeśli mnie kochasz to wyjdź. – podniosła głos a ja oniemiały przyglądałem się poczynaniom drobnej blondynki.
- Czy ty mnie właśnie szantażujesz ? - zdjąłem jej ciało ze swoich kolan i stanąłem na równe nogi. Przytaknęła bezceremonialnie głową. Boże, jest taka skomplikowana. - Cokolwiek by się działo to dzwoń. – powiedziałem zarzucając na siebie kurtkę.
- Poczekaj… - chwyciła mnie za dłoń. – Jesteś zły ? – szepnęła cichutko i wtuliła się w moją klatkę piersiową.
- Ależ skąd Abby, tylko troszkę za tobą nie nadążam, ale jest okej. – odwzajemniłem uścisk i przebiegłem dłonią po jej plecach. Uniosła palcami mój podbródek i wpiła się w moje usta. Szybko odwzajemniłem pocałunek, mając nadzieję, że tak naprawdę uda mi się ją przekonać bym został. To nie był dobry pomysł zostawiać ją samą z bratem na noc. Delikatnie odsunęła się ode mnie i pogładziła mnie po policzku.
- Idź Harry odpocznij, poradzę sobie. – uśmiechnęła się lekko i podała mi trampki. Ukucnąłem i zacząłem sznurować conversy. – Zadzwoń jak dojedziesz do domu, okej ? – podniosłem się na równe nogi i przystałem na jej prośbę. Zamknęły się za mną drzwi posiadłości Turner’ów a ja ruszyłem w stronę samochodu. Nie byłem do końca pewny czy to był dobry pomysł, ale nie dała mi wyboru.  Nie musiałeś być taki uległy Styles . Odzywa się we mnie moje wnętrze, taka jest prawda. Mogłem negocjować a nie zostawiać ją samą jak chciała, teraz już za późno ponieważ dojeżdżałem pod dom.

~*~
Jedyne co Wam mogę pisnąć słówkiem to tyle - SZYKUJCIE SIĘ NA DRAMĘ !
Jesteśmy obie bardzo szczęśliwe, za taką wspaniałą liczbę wyświetleń naszego bloga. Za każde jedno pojedyncze wejście gorąco dziękujemy. To bardzo podnosi na duchu. Ostatnio też zauważyłam, że zaczynacie się aktywnie udzielać. Nie mogłam sobie tego inaczej wymarzyć. Kocham Was miśki ! 
Zaglądnijcie w wolnej chwili do zakładki " Rozdziały" aktualizowałam ją i jesteśmy na bieżąco, a no i oczywiście odnowiłam "Bohaterów" . 
Uciekam, już. Papa : )