Obudziłam się kompletnie niewyspana, ale również zdziwiona.
Leżałam w łóżku. Nie pamiętam, żebym do niego szła, tym bardziej, że zasnęłam
na kanapie w salonie, wyczerpana po całym dniu i zapłakana po kłótni z Harrym.
Wstałam powoli z łóżka i przeklęłam pod nosem, czując jak
moje ciało jest zmęczone i obolałe. Co najmniej jakbym przebiegła
dziesięciokilometrowy maraton. Harry chyba wczoraj miał rację i nie powinnam
brać tyle na siebie... no ale z drugiej strony, jak on sobie to wyobrażał? Nie
powinnam, ale muszę i niestety tego wymaga sytuacja. I tutaj chyba nie da się
obronić przed tym, że faktycznie za bardzo wczoraj na niego naskoczyłam...
Kurde!
Udałam się do łazienki i po szybkim ogarnięciu szopy na
głowie, umyciu zębów i przebraniu się, zeszłam na dół. Olly siedział w salonie
i oglądał jakąś bajkę. Uśmiechnęłam się na ten widok i podeszłam do niego,
zatrzymując ją na chwilę.
- Chodź Olluś. Zjesz śniadanie i będziesz mógł oglądać dalej
bajki – uśmiechnęłam się do niego, wystawiając w jego kierunku rękę, lecz on
nawet nie drgnął.
- Ale Abby... ja jus jadłem... Hally mi zlobił śniadanko –
uśmiechnął się do mnie w ten swój uroczy, dziecięcy sposób a ja pogłaskałam go
po główce i włączyłam z powrotem bajkę.
Dobra... tego się nie spodziewałam. Harry totalnie zaskoczył
mnie, przejmując trochę obowiązków głowy rodziny, chociaż tak naprawdę jeszcze
nie musiał. Olly nie jest jego dzieckiem, i nie musiał się tak naprawdę nim
przejmować, a jednak to zrobił i gdy wiedział, że ja jeszcze śpię, postanowił
zaopiekować się młodym. Cóż... zaimponował mi tym.
Poszłam do kuchni i zastałam bruneta przy zlewie,
zmywającego niektóre naczynia, które nie nadawały się do zmywarki. Stanęłam w
progu nie za bardzo wiedząc, jak się zachować. Czy przeszło mu po wczorajszym?
Sama nie jestem pewna... Harry był zazwyczaj bardzo cierpliwą osobą, ale widać
było, że naprawdę uraziłam go wczoraj swoimi zarzutami i sama nie wiedziałam,
co teraz zrobić...
- Hej – szepnęłam cicho, wchodząc w głąb pomieszczenia.
- Cześć – usłyszałam ciche mruknięcie chłopaka, zagłuszone
trochę przez lejącą się wodę. Usiadłam na krześle i nalałam sobie soku
pomarańczowego. Przyłożyłam usta do szklanki i wzięłam mały łyk napoju.
- Dziękuję za zajęcie się Olly’m. To bardzo miłe z twojej
strony – uśmiechnęłam się, choć wiedziałam, że chłopak tego nie widzi. Szum
wody ucichł i chłopak odwrócił się w moją stronę, biorąc uprzednio czystą
ścierkę i wycierając w nią mokre ręce.
- Nie ma za co... robię to, co powinienem – powiedział, a
jego twarz była kompletnie wyprana z emocji. Nie mogłam stwierdzić, po jego
obojętnym tonie, czy nadal jest urażony, czy może zły... a może jedno i drugie?
- Nadal jesteś zły? – spytałam niepewnie, spuszczając wzrok
na dłonie, w których spoczywała przeźroczysta szklanka. Cholera... już chyba wole, żeby był zły, niż
taki nijaki... naprawdę!
- Nie. Nie byłem i nie jestem zły – powiedział znów tym
obojętnym tonem, a mnie zaczęło coś trafiać tam w środku.
- Cholera, Harry. Czy przestaniesz mówić do mnie tak jakbym
była nikim? To jest naprawdę irytujące... – syknęłam pod nosem, puszczając
wodze, którymi jeszcze podtrzymywałam złość.
- Abby, zdecyduj się w końcu, czy chcesz, żeby mi zależało,
czy nie! Mam szczerze dość tego, że spychasz mnie na drugi plan, kiedy chcę ci
pomóc... Wczoraj widocznie ci przeszkadzało, kiedy się o ciebie martwiłem.
Zastanów się, czego w końcu chcesz, dziewczyno! – warknął, rzucając ścierką o
podłogę.
- Boże, jak ja tego nienawidzę! – krzyknęłam wściekła –
Doceniam twoje starania i pomoc, przepraszam, że nie robię tego na tyle dobrze,
żebyś to zauważył. To tylko zależy od ciebie, czy dasz mi tą pomoc, czy nie.
Jakbyś nie wiedział, to istnieje coś takiego jak bezinteresowność – wrzasnęłam
wściekle, a moje oczy znów się zaszkliły łzami.
- Po prostu chcę wiedzieć, że jesteś bezpieczna. ty i nasze
dziecko. Czy to tak trudno zrozumieć, że martwię się o was? Jesteś w ciąży, i
ostatnimi czasy ciągle się przemęczasz. Jak mam stać spokojnie z boku, kiedy ty
zwalasz całe obowiązki na siebie i nawet nie pozwalasz sobie przemówić do rozsądku!
– krzyknął łapiąc się za głowę.
- Nie musisz tego robić, nikt ci nie każe! Potrafię zadbać
sama o siebie – syknęłam i dopiero wtedy zobaczyłam, że Harry wpatruje się w
wejście do kuchni. Odwróciłam się i zobaczyłam Oliviera, który stał tam,
przytulając do siebie jedną ręką misia i patrząc się z przerażeniem na nas.
Wstałam z krzesła i już miałam coś do niego powiedzieć, kiedy on odwrócił się i
po prostu pobiegł.
- Olly! Zaczekaj – krzyknęłam i już miałam iść za nim, kiedy
poczułam jak coś mnie zatrzymuje. Odwróciłam się i zobaczyłam rękę Harry’ego na
ramieniu. Strzepnęłam ją i syknęłam do niego przez zaciśnięte zęby – Puść mnie
Styles. Wybacz, ale mam teraz ważniejszy problem, niż twoje urażone ego –
wyszarpałam się w niechcianego uścisku na ramieniu i pobiegłam za bratem.
Weszłam najpierw do jego pokoju i trafiłam w dziesiątkę.
Siedział tam w kącie swojego łóżka, zwinięty w kłębek, przytulając mocno
swojego pluszowego misia i płacząc.
- Olly... kochanie... – usiadłam obok niego i wzięłam go w
ramiona. – Proszę cię, nie płacz skarbie – szepnęłam i zaczęłam kołysać lekko
jego ciałkiem.
- Ale cemu wy na siebie kzycycie... Ja chce do taty, Abby...
kiedy tatuś wróci? – spytał wycierając piąstkami załzawione oczy, lecz nadal
nie przestał płakać.
- Nie wiem, Olluś... na pewno za niedługo, obiecuję. –
pogłaskałam go po główce i zrobiło mi się go naprawdę żal. Był świadkiem naszej
kłótni, a był na tyle mały, że nawet tego nie rozumiał. Tęsknił za tatą i
myślał, że jego ojciec jest na delegacji... a zamiast tego, walczył o życie w
szpitalu. Co ja mu powiem, jeżeli coś pójdzie nie tak i nie daj Boże, nie
zobaczy taty już nigdy? Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Trzeba być dobrej
myśli...
- Czy Hally jest na nas zły? – spytał niepewnie malec, znów
odklejając się ode mnie na chwilę. Jego smutna minka kompletnie mnie rozczuliła
i uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Nie kochanie. Harry nie jest zły... ma po prostu gorszy
dzień, tak jak my wszyscy, ale myślę, że jak tam pójdziesz i go przytulisz, to
już będzie wszystko dobrze. – Pocałowałam go delikatnie w główkę i podałam mu
rękę. Chłopiec wziął swojego pluszowego misia i zszedł ze mną na dół.
Weszliśmy do kuchni. Styles siedział przy stole z twarzą
schowaną w dłoniach. Stanęłam w progu, a Olly podbiegł do niego i pociągnął go
za łokieć. Gdy ten się odwrócił, malec wyciągnął w jego kierunku rączki, a
brunet wziął go w swoje objęcia i podniósł.
- Jus nie jesteś smutny, Hally? – spytał cichutko, ledwo dla
mnie dosłyszalnie.
- Nie, wszystko jest w porządku, maluchu – na twarzy
Harry’ego po raz pierwszy tego dnia pojawił się delikatny, szczery uśmiech. I
żeby pomyśleć, że mój mały braciszek potrafił rozbroić tak wszystkim serca...?
Harry zerknął kątem oka na mnie, gdy Olly nadal był w jego
objęciach i szepnął ruszając ustami, przepraszam, na co posłałam mu delikatny
uśmiech i pokiwałam głową. Tak naprawdę to ja powinnam go przepraszać, a nie on
mnie...
*
Harry zawiózł mnie do szpitala. Jedyne czego dowiedziałam
się od lekarza, to tego samego co wczoraj i przedwczoraj. Już powoli robiło mi
się niedobrze, od stwierdzenia: „trzeba czekać...” Ciekawa jestem, czy gdyby
rodziny tych lekarzy były w takiej sytuacji, też chcieliby słyszeć codziennie
to stwierdzenie...
Usiadłam na stołku obok łóżka taty i tak jak zawsze, zaczęłam
opowiadać mu o tym co się dzieje. Powiedziałam mu o powrocie Olly’ego, o tym,
jak bardzo Harry mnie wspiera i powiedziałam mu, że z Meredith jest wszystko w
porządku i dziś dostanie wypis ze szpitala. Jedyne na co tak naprawdę teraz
czekałam, to żeby on się wybudził. To była jedyne rzecz, która mogła mnie
jakkolwiek uspokoić, i dać mi nadzieję, bo gdy z dnia na dzień słyszałam, że
jest ‘bez zmian’, to promyczek coraz bardziej gasł, i bałam się, że za szybko
wygaśnie.
Zrobiłam sobie krótką przerwę i poszłam po herbatę do
bufetu. Usiadłam na chwilę rozkoszując się jej przyjemnym smakiem, który tak
uwielbiałam. Ten napój, jako jeden z niewielu, miał coś w sobie, co dawało mi
swego rodzaju ukojenie. Wpatrywałam się w duży telewizor, w którym szła cicho
bajka dla tych młodszych pacjentów. Gdy widziałam dzieci, podpięte do
wszelakiej aparatury, robiło mi się naprawdę niedobrze. Czemu świat jest tak
niesprawiedliwy i nawet tym niewinnym istotom potrafi tak dać w kość? Jedyne o
co najbardziej modliłam się codziennie do Boga, to, to, żeby moje dziecko
urodziło się całe i zdrowe. O nic więcej nie prosiłam.
Wróciłam do taty i postanowiłam mu przeczytać dzisiejszą
gazetę. Podobno ludzie w śpiączce, często słysząc co do nich mówimy, nie czują
się tak obco, gdy wiedzą co się dzieje dookoła, na świecie i w życiu ich
rodziny, dlatego powinno się z nimi rozmawiać.
Otwarłam gazetę i przeczytałam pierwsze wiadomości z
kraju... szczerze, to nic ciekawego się w nim nie działo, ale i tak wzięłam to
za mój obowiązek i nawet, gdy były to totalne nudy, czytałam wszystko tacie, co
chwilę na niego spoglądając. Może miałam gdzieś w sobie nadzieję, że wszystko
wróci do normy i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, tata się obudzi?
Nie wiem, ale uspokajało mnie to, gdy patrzyłam na jego twarz i widziałam, jak
klatka piersiowa się unosi. Miałam wtedy przekonanie, że nadal żyje.
Przeczytałam mu znajdujące się z tyłu, wiadomości sportowe i
znów popatrzyłam na niego. Już miałam spuścić wzrok, kiedy coś kazało mi się na
chwilę zatrzymać i zauważyłam, jak tata porusza delikatnie palcami. Poczułam
jak moje serce zaczyna pośpiesznie bić i wyleciałam jak huragan z sali, wołając
lekarza i mówiąc mu, co się stało.
Starszy mężczyzna przybiegł ze mną do sali i zaczął
sprawdzać aparaturę. Potem przyświecił latareczką w jego oczy, zapisując coś w
karcie.
- Niestety, pani tata się nie budzi. Czasem u osób ze
śpiączką występują takie skurcze mięśni i wydaje nam się, jakby się wybudzali.
Przykro mi – posłał mi współczujące spojrzenie i wyszedł z sali.
Usiadłam ponownie na swoim miejscu, jakby przybita.
Chwyciłam bezwładną dłoń taty i pocierałam delikatnie kciukiem.
- Nieważne co mówią tato... ja i tak wiem, że za niedługo
się wybudzisz. Na pewno – powiedziałam jakby przekonując samą siebie.
Spoglądnęłam na zegarek wiszący na przeciwległej ścianie i pocałowałam tatę w
czoło. – Idę już. Przyjdę do ciebie jutro, tatusiu – szepnęłam i zabierając
swoją torbę i płaszcz, wyszłam ze szpitala.
*
Kolejne kilka dni minęło tak samo. Harry pomagał mi w
ogarnięciu domu, pomocy przy Olly’m, a ja jeździłam codziennie do taty. Po
ostatnim razie, kiedy poruszył palcami, nic się nie działo. Nadal był stabilny,
lecz nic nie wskazywało na to, że miał się wybudzić.
Devon również starał się przychodzić do taty, oraz mi
pomagać, ale ze względu na to, że pracował i miał też swoje życie prywatne,
które zaczął budować i podnosić na wyższe etapy, nie miał czasem po prostu na
to czasu.
Funkcjonowaliśmy dzięki temu, że Harry postarał się jak
najszybciej nagrać większość solówek do albumu i miał przez to więcej czasu,
oraz dzięki niezliczonej pomocy Meredith, która nie raz zajmowała się
Olivierem, czy po prostu pomogła mi w domu.
- Hej Hazz – weszłam do pokoju, i po ściągnięciu pantofli,
weszłam na łóżko kładąc się na wznak, obok czytającego książkę chłopaka. –
Boziu, moje plecy... – jęknęłam przeciągle wyciągając się na łóżku i
przymykając oczy.
Harry włożył do książki zakładkę i odłożył ją na bok. Wstał
z łóżka, udał się bez słowa do łazienki i po chwili wrócił z niej, z jakąś
buteleczką. Usiadł na łóżku i kazał mi podnieść się, do siedzącej pozycji.
Miałam na sobie jedynie krótkie, materiałowe szorty i bluzkę na ramiączkach,
robiącą za pidżamę.
- Ręce w górę, maleńka – mruknął i gdy wykonałam jego
polecenie, chwycił za krańce bluzki i ściągnął ją ze mnie zwinnym ruchem.
Odruchowo skrzyżowałam ręce na piersiach, czując jak na moje policzki się
czerwienią i popatrzyłam się pytająco na chłopaka, nie wiedząc, co zamierza
zrobić. On zaśmiał się tylko dźwięcznie, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Zasłaniasz się, jakby tu było coś, czego jeszcze nie
widziałem – prychnął, a ja jęknęłam zażenowana.
- Harry!
- No co, skarbie? Powiedz mi, nie mam racji? – wystawił
język, na co ja przewróciłam oczami. – A teraz odwróć się i połóż płasko na
brzuchu. – polecił a ja popatrzyłam jeszcze raz na niego i wykonałam polecenie.
Chłopak usiadł okrakiem na moich pośladkach, co wydało mi się jeszcze bardziej
dziwne.
- Harry. Co
t... – nie dał mi dokończyć, i mnie uciszył, nachylając się przy moim
uchu.
- Cśśś... po prostu rozluźnij się, kotku – mruknął ponętnie
i złożył pocałunek na moim karku, na co cicho jęknęłam. Chłopak znów się
zaśmiał, z mojej reakcji i po chwili poczułam, jak coś zimnego rozlewa się po
skórze na moich plecach. Wzdrygnęłam się, ale zaraz potem w tym samym miejscu
pojawiły się duże dłonie Harry’ego, sprawnie ugniatające i masujące moje
obolałe mięśnie.
- Ummm... o taaakk... – jęknęłam przymykając oczy i oddając
się całkowicie pieszczocie. Dłonie Harry’ego wędrowały po moich ramionach, plecach
i karku, rozluźniając i sprawiając, że ledwo powstrzymywałam się przed jękami
aprobaty. Gdy trafił w jeden mocno zastany mięsień znów jęknęłam, tym razem
głośniej – Ooo tuuu... proszę, nie przestawaj – z moich ust wydobyło się głośne
mruknięcie.
- Abby... wiem, że jestem zajebistym masażystą, ale sąsiedzi
zaraz pomyślą, że tu się odbywają jakieś orgie – zaśmiał się nie przestając
wykonywania swoich czynności.
- Mam ich w dupie, a ciebie od dziś mianuję... auć –
syknęłam, kiedy mocniej przycisnął -... moim masażystą – dokończyłam
uśmiechając się do poduszki. Harry zaśmiał się tylko w odpowiedzi i znów
nachylił się do mojego ucha.
- Widzisz... a ja mam nowy sposób na to, żebyś wiła się pode
mną z rozkoszy – mruknął specjalnie dotykając ustami płatka mojego ucha, na co
ja najpierw się wzdrygnęłam, a potem przewróciłam oczami, oddając się
przyjemności, zadawanej przez jego sprawne ręce.
*
Kolejny dzień byłby prawie cudowny, gdyby nie jedna mała
sprawa. A mianowicie niespodziewany gość, który zawitał u progu naszych drzwi,
dziś rano.
Siedziałam razem z Harry’m i Olivierem i jadłam śniadanie.
Harry dostał kilka dni wolnego, aż do czasu promowania nowego kawałka. Z tego
co wiem, pierwszy raz miał się pojawić za niecałe dwa tygodnie, a kilka dni
później, chłopcy mieli pójść na wywiad i po raz pierwszy zaśpiewać nowy singiel
na żywo.
Dzwonek do drzwi zadzwonił i byłam pewna, że to Devon, lecz
myliłam się. Przede mną stała wysoka, jak zawsze postawna brunetka. Jedyne co
się zmieniło, to, to, że miała teraz krótkie włosy, ale nadal wyglądała jak
prawdziwa kobieta biznesu. Ogarnął mnie totalny szok, kiedy zobaczyłam ją, a
jeszcze większy, jak przesłodzenie-radosnym głosem, przywitała się ze mną, tak
jakby nigdy nic nie zrobiła ani mnie, ani całej naszej rodzinie.
- Witam, Abigail – ściągnęła czarne okulary z nosa i czekała
na jakąś reakcję z mojej strony, lecz się nie doczekała. Próbując ogarnąć moje
pierwsze zaskoczenie, stanęłam zakładając ręce na piersi i patrzyłam na nią
uważnie. – O, Harry... Ty nadal tutaj – powiedziała od niechcenia patrząc
gdzieś za mnie, i gdy się odwróciłam, zobaczyłam mojego chłopaka, który
podszedł do mnie od tyłu, i stanął za mną.
- Po co tu przyszłaś? – syknęłam ledwo się powstrzymując.
Nie wiem czemu, ale wszystkie moje dawne uczucia, które żywiłam do tej kobiety,
pospolicie nazywanej moją matką, wróciły ze zdwojoną siłą, kiedy zobaczyłam jej
parszywą twarz. Jak ona śmiała jeszcze w ogóle tu przychodzić?!
- Tak się składa, że przyszłam do twojego ojca, bo mam do
niego sprawę, i nie takim tonem, młoda damo – upomniała mnie, ostrym tonem, na
co ja tylko prychnęłam pod nosem.
- Przepraszam, ale kim dla mnie jesteś, żeby mi rozkazywać?
– spytałam kpiąco. – Nikim. No właśnie. Więc możesz zbierać zwój puszczalski
tyłek z tej posiadłości, bo taty nie ma w domu. I wiesz co? Wątpie, żeby chciał
jeszcze kiedykolwiek z tobą rozmawiać, lub mieć interesy... Żegnam. –
zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem, i poszłam szybkim krokiem do kuchni, nawet
nie zważając na Harry’ego. Podeszłam do okna i uchyliłam lekko zasłonkę, widząc
jak idzie totalnie oburzona, w kierunku czarnego samochodu, za kierownicą
którego siedział jakiś mężczyzna w garniturze. „Kolejny naiwniak...”
- Hej, Abby... wszystko w porządku? – Harry podszedł do
mnie, kładąc dłonie na mojej talii i zwinnie obracając mnie w swoim kierunku.
- No jasne... właśnie moja matka, jeżeli mogę jeszcze ją tak
nazwać wpadła w odwiedziny do mojego taty, który leży w śpiączce w szpitalu...
jest wprost fantastycznie – powiedziałam ironicznie i zaczęłam masować sobie
skronie. – Aż mnie głowa zaczęła boleć od patrzenia na tą kobietę –
westchnęłam.
- Skarbie, idź się położyć. Musisz trochę odpocząć. Ja zajmę
się Olivierem i pojadę do szpitala zobaczyć co z twoim tatą. Daj sobie spokój
przez jeden dzień, bo za niedługo naprawdę wysiądziesz... – powiedział
troskliwym głosem, a ja popatrzyłam na niego niepewnie. – Mówię całkiem
poważnie – dodał, widząc moją minę.
- Uhh... Ale na pewno dacie sobie radę? – spytałam.
- Na pewno... a teraz do łóżka marudo – złożył na moich ustach
krótki pocałunek i uśmiechając się czule, popędził mnie do pokoju.
To mi na pewno dobrze zrobi... dawno porządnie się nie
wyspałam.
*****************
Zaskoczeni? Jak myślicie, czego matka Abigail chciała od jej taty? Macie na to jakieś pomysły? ;)
Jak widzicie wyrobiłyśmy się na dziś (co prawda rozdział miał się pojawić jutro, ale jesteśmy dla Was za dobre ;p) No i wchodząc już w ten temat, postanowiłyśmy, że rozdziały będą się pojawiać co tydzień, w weekendy :) Jeśli się nie wyrobimy, to bardzo Was przepraszamy, ale my też mamy swoje sprawy i obowiązki i czasami po prostu to nie jest zależne od nas, więc gdyby coś takiego miało miejsce, to mam nadzieję, że zrozumiecie :) Nic... to chyba tyle. Miłego weekendu wszystkim i do następnego! x
Autorki
Co tu dużo pisać? Rozdział cudowny! Macie talent, mam nadzieję, że uda Wam się dodać rozdział jakoś niedługo ;) Oczywiście rozumiem, że macie swoje sprawy- jak każdy. Weny dziewczyny i również miłego weekendu <3
OdpowiedzUsuńCieszę się że rozdziały będą regularnie :)
OdpowiedzUsuńNo i ten rozdział-nie dziwię się napięciom między Harrym i Abby, oboje są zmęczeni, ciągle zajęci... Dobrze że starają się znaleźć czas dla siebie nawzajem. Szkoda tylko Olly'ego, który widział ich kłótnię.
Co do matki Abby pewnie chce kasy... Taka klasyka-jak nie wiesz o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
Czekam na następny!
Cudowny! Nie mogę doczekać się następnego. Harry jest taki opiekuńczy, wkurzyła mnie matka Abby , ale nie mam zielonego pojęcia o co mogło jej chodzić. Cieszę się, że ustaliłyście terminy dodawania rozdziałów. Macie talent do pisania , życzę weny. Asia @love_cookies3 <3
OdpowiedzUsuńOoo, super że będą regularnie teraz :D
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo przyjemnie się czytało, macie talent :)
Ciekawi mnie czy tata Abby się wybudzi.. Hmm... a co do odwiedzin matki mam wrażenie że chodzi o pieniądze, ale kto wie? No cóż, zostawiam to waszej nieposkromionej wyobraźni :D
/K :>
Świetne! *.* Wyszedł fantastycznie! <3 Czekam na następne! <3 :*
OdpowiedzUsuńBoski*.*
OdpowiedzUsuńczekam na anastępny! :)
Sądzę, że chodziło o pieniądze. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały i ciekawy.
Czekam na nn ;3
@puchnina3
Świetnie, czekam na next xD I nie mam zielonego pojęcia co chciała matka Abby ;*
OdpowiedzUsuńJa też mam wrażenie, że matka Abby chce wyciągnąc od nich kase :D
OdpowiedzUsuńno ale... :D
Czekam na kolejny, ten był świetny jak zawsze, fajnie, że coś się dzieje :)
Weny Wam życze ;**
Nominuję Cię do Liebster Awards! Więcej info tu-->http://take-me-home-tlumaczenie.blogspot.com/2013/12/liebster-awards-x4.html
OdpowiedzUsuńswietny!
OdpowiedzUsuńZajebisty *.*
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, co ta kobieta chciała, ale rozdział ZAJEBISTY!
OdpowiedzUsuńsuper!!
OdpowiedzUsuńbardzo mi sie podobał :)
OdpowiedzUsuń