***UWAGA***



Zastrzegam sobie możliwość występowania wulgaryzmów i treści mogących urazić niepełnoletnich czytelników.

piątek, 13 grudnia 2013

#75

Obudziłam się kompletnie niewyspana, ale również zdziwiona. Leżałam w łóżku. Nie pamiętam, żebym do niego szła, tym bardziej, że zasnęłam na kanapie w salonie, wyczerpana po całym dniu i zapłakana po kłótni z Harrym.
Wstałam powoli z łóżka i przeklęłam pod nosem, czując jak moje ciało jest zmęczone i obolałe. Co najmniej jakbym przebiegła dziesięciokilometrowy maraton. Harry chyba wczoraj miał rację i nie powinnam brać tyle na siebie... no ale z drugiej strony, jak on sobie to wyobrażał? Nie powinnam, ale muszę i niestety tego wymaga sytuacja. I tutaj chyba nie da się obronić przed tym, że faktycznie za bardzo wczoraj na niego naskoczyłam... Kurde!
Udałam się do łazienki i po szybkim ogarnięciu szopy na głowie, umyciu zębów i przebraniu się, zeszłam na dół. Olly siedział w salonie i oglądał jakąś bajkę. Uśmiechnęłam się na ten widok i podeszłam do niego, zatrzymując ją na chwilę.
- Chodź Olluś. Zjesz śniadanie i będziesz mógł oglądać dalej bajki – uśmiechnęłam się do niego, wystawiając w jego kierunku rękę, lecz on nawet nie drgnął.
- Ale Abby... ja jus jadłem... Hally mi zlobił śniadanko – uśmiechnął się do mnie w ten swój uroczy, dziecięcy sposób a ja pogłaskałam go po główce i włączyłam z powrotem bajkę.
Dobra... tego się nie spodziewałam. Harry totalnie zaskoczył mnie, przejmując trochę obowiązków głowy rodziny, chociaż tak naprawdę jeszcze nie musiał. Olly nie jest jego dzieckiem, i nie musiał się tak naprawdę nim przejmować, a jednak to zrobił i gdy wiedział, że ja jeszcze śpię, postanowił zaopiekować się młodym. Cóż... zaimponował mi tym.
Poszłam do kuchni i zastałam bruneta przy zlewie, zmywającego niektóre naczynia, które nie nadawały się do zmywarki. Stanęłam w progu nie za bardzo wiedząc, jak się zachować. Czy przeszło mu po wczorajszym? Sama nie jestem pewna... Harry był zazwyczaj bardzo cierpliwą osobą, ale widać było, że naprawdę uraziłam go wczoraj swoimi zarzutami i sama nie wiedziałam, co teraz zrobić...
- Hej – szepnęłam cicho, wchodząc w głąb pomieszczenia.
- Cześć – usłyszałam ciche mruknięcie chłopaka, zagłuszone trochę przez lejącą się wodę. Usiadłam na krześle i nalałam sobie soku pomarańczowego. Przyłożyłam usta do szklanki i wzięłam mały łyk napoju.
- Dziękuję za zajęcie się Olly’m. To bardzo miłe z twojej strony – uśmiechnęłam się, choć wiedziałam, że chłopak tego nie widzi. Szum wody ucichł i chłopak odwrócił się w moją stronę, biorąc uprzednio czystą ścierkę i wycierając w nią mokre ręce.
- Nie ma za co... robię to, co powinienem – powiedział, a jego twarz była kompletnie wyprana z emocji. Nie mogłam stwierdzić, po jego obojętnym tonie, czy nadal jest urażony, czy może zły... a może jedno i drugie?
- Nadal jesteś zły? – spytałam niepewnie, spuszczając wzrok na dłonie, w których spoczywała przeźroczysta szklanka.  Cholera... już chyba wole, żeby był zły, niż taki nijaki... naprawdę!
- Nie. Nie byłem i nie jestem zły – powiedział znów tym obojętnym tonem, a mnie zaczęło coś trafiać tam w środku.
- Cholera, Harry. Czy przestaniesz mówić do mnie tak jakbym była nikim? To jest naprawdę irytujące... – syknęłam pod nosem, puszczając wodze, którymi jeszcze podtrzymywałam złość.
- Abby, zdecyduj się w końcu, czy chcesz, żeby mi zależało, czy nie! Mam szczerze dość tego, że spychasz mnie na drugi plan, kiedy chcę ci pomóc... Wczoraj widocznie ci przeszkadzało, kiedy się o ciebie martwiłem. Zastanów się, czego w końcu chcesz, dziewczyno! – warknął, rzucając ścierką o podłogę.
- Boże, jak ja tego nienawidzę! – krzyknęłam wściekła – Doceniam twoje starania i pomoc, przepraszam, że nie robię tego na tyle dobrze, żebyś to zauważył. To tylko zależy od ciebie, czy dasz mi tą pomoc, czy nie. Jakbyś nie wiedział, to istnieje coś takiego jak bezinteresowność – wrzasnęłam wściekle, a moje oczy znów się zaszkliły łzami.
- Po prostu chcę wiedzieć, że jesteś bezpieczna. ty i nasze dziecko. Czy to tak trudno zrozumieć, że martwię się o was? Jesteś w ciąży, i ostatnimi czasy ciągle się przemęczasz. Jak mam stać spokojnie z boku, kiedy ty zwalasz całe obowiązki na siebie i nawet nie pozwalasz sobie przemówić do rozsądku! – krzyknął łapiąc się za głowę.
- Nie musisz tego robić, nikt ci nie każe! Potrafię zadbać sama o siebie – syknęłam i dopiero wtedy zobaczyłam, że Harry wpatruje się w wejście do kuchni. Odwróciłam się i zobaczyłam Oliviera, który stał tam, przytulając do siebie jedną ręką misia i patrząc się z przerażeniem na nas. Wstałam z krzesła i już miałam coś do niego powiedzieć, kiedy on odwrócił się i po prostu pobiegł.
- Olly! Zaczekaj – krzyknęłam i już miałam iść za nim, kiedy poczułam jak coś mnie zatrzymuje. Odwróciłam się i zobaczyłam rękę Harry’ego na ramieniu. Strzepnęłam ją i syknęłam do niego przez zaciśnięte zęby – Puść mnie Styles. Wybacz, ale mam teraz ważniejszy problem, niż twoje urażone ego – wyszarpałam się w niechcianego uścisku na ramieniu i pobiegłam za bratem.
Weszłam najpierw do jego pokoju i trafiłam w dziesiątkę. Siedział tam w kącie swojego łóżka, zwinięty w kłębek, przytulając mocno swojego pluszowego misia i płacząc.
- Olly... kochanie... – usiadłam obok niego i wzięłam go w ramiona. – Proszę cię, nie płacz skarbie – szepnęłam i zaczęłam kołysać lekko jego ciałkiem.
- Ale cemu wy na siebie kzycycie... Ja chce do taty, Abby... kiedy tatuś wróci? – spytał wycierając piąstkami załzawione oczy, lecz nadal nie przestał płakać.
- Nie wiem, Olluś... na pewno za niedługo, obiecuję. – pogłaskałam go po główce i zrobiło mi się go naprawdę żal. Był świadkiem naszej kłótni, a był na tyle mały, że nawet tego nie rozumiał. Tęsknił za tatą i myślał, że jego ojciec jest na delegacji... a zamiast tego, walczył o życie w szpitalu. Co ja mu powiem, jeżeli coś pójdzie nie tak i nie daj Boże, nie zobaczy taty już nigdy? Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Trzeba być dobrej myśli...
- Czy Hally jest na nas zły? – spytał niepewnie malec, znów odklejając się ode mnie na chwilę. Jego smutna minka kompletnie mnie rozczuliła i uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Nie kochanie. Harry nie jest zły... ma po prostu gorszy dzień, tak jak my wszyscy, ale myślę, że jak tam pójdziesz i go przytulisz, to już będzie wszystko dobrze. – Pocałowałam go delikatnie w główkę i podałam mu rękę. Chłopiec wziął swojego pluszowego misia i zszedł ze mną na dół.
Weszliśmy do kuchni. Styles siedział przy stole z twarzą schowaną w dłoniach. Stanęłam w progu, a Olly podbiegł do niego i pociągnął go za łokieć. Gdy ten się odwrócił, malec wyciągnął w jego kierunku rączki, a brunet wziął go w swoje objęcia i podniósł.
- Jus nie jesteś smutny, Hally? – spytał cichutko, ledwo dla mnie dosłyszalnie.
- Nie, wszystko jest w porządku, maluchu – na twarzy Harry’ego po raz pierwszy tego dnia pojawił się delikatny, szczery uśmiech. I żeby pomyśleć, że mój mały braciszek potrafił rozbroić tak wszystkim serca...?
Harry zerknął kątem oka na mnie, gdy Olly nadal był w jego objęciach i szepnął ruszając ustami, przepraszam, na co posłałam mu delikatny uśmiech i pokiwałam głową. Tak naprawdę to ja powinnam go przepraszać, a nie on mnie...

*

Harry zawiózł mnie do szpitala. Jedyne czego dowiedziałam się od lekarza, to tego samego co wczoraj i przedwczoraj. Już powoli robiło mi się niedobrze, od stwierdzenia: „trzeba czekać...” Ciekawa jestem, czy gdyby rodziny tych lekarzy były w takiej sytuacji, też chcieliby słyszeć codziennie to stwierdzenie...
Usiadłam na stołku obok łóżka taty i tak jak zawsze, zaczęłam opowiadać mu o tym co się dzieje. Powiedziałam mu o powrocie Olly’ego, o tym, jak bardzo Harry mnie wspiera i powiedziałam mu, że z Meredith jest wszystko w porządku i dziś dostanie wypis ze szpitala. Jedyne na co tak naprawdę teraz czekałam, to żeby on się wybudził. To była jedyne rzecz, która mogła mnie jakkolwiek uspokoić, i dać mi nadzieję, bo gdy z dnia na dzień słyszałam, że jest ‘bez zmian’, to promyczek coraz bardziej gasł, i bałam się, że za szybko wygaśnie.
Zrobiłam sobie krótką przerwę i poszłam po herbatę do bufetu. Usiadłam na chwilę rozkoszując się jej przyjemnym smakiem, który tak uwielbiałam. Ten napój, jako jeden z niewielu, miał coś w sobie, co dawało mi swego rodzaju ukojenie. Wpatrywałam się w duży telewizor, w którym szła cicho bajka dla tych młodszych pacjentów. Gdy widziałam dzieci, podpięte do wszelakiej aparatury, robiło mi się naprawdę niedobrze. Czemu świat jest tak niesprawiedliwy i nawet tym niewinnym istotom potrafi tak dać w kość? Jedyne o co najbardziej modliłam się codziennie do Boga, to, to, żeby moje dziecko urodziło się całe i zdrowe. O nic więcej nie prosiłam.
Wróciłam do taty i postanowiłam mu przeczytać dzisiejszą gazetę. Podobno ludzie w śpiączce, często słysząc co do nich mówimy, nie czują się tak obco, gdy wiedzą co się dzieje dookoła, na świecie i w życiu ich rodziny, dlatego powinno się z nimi rozmawiać.
Otwarłam gazetę i przeczytałam pierwsze wiadomości z kraju... szczerze, to nic ciekawego się w nim nie działo, ale i tak wzięłam to za mój obowiązek i nawet, gdy były to totalne nudy, czytałam wszystko tacie, co chwilę na niego spoglądając. Może miałam gdzieś w sobie nadzieję, że wszystko wróci do normy i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, tata się obudzi? Nie wiem, ale uspokajało mnie to, gdy patrzyłam na jego twarz i widziałam, jak klatka piersiowa się unosi. Miałam wtedy przekonanie, że nadal żyje.
Przeczytałam mu znajdujące się z tyłu, wiadomości sportowe i znów popatrzyłam na niego. Już miałam spuścić wzrok, kiedy coś kazało mi się na chwilę zatrzymać i zauważyłam, jak tata porusza delikatnie palcami. Poczułam jak moje serce zaczyna pośpiesznie bić i wyleciałam jak huragan z sali, wołając lekarza i mówiąc mu, co się stało.
Starszy mężczyzna przybiegł ze mną do sali i zaczął sprawdzać aparaturę. Potem przyświecił latareczką w jego oczy, zapisując coś w karcie.
- Niestety, pani tata się nie budzi. Czasem u osób ze śpiączką występują takie skurcze mięśni i wydaje nam się, jakby się wybudzali. Przykro mi – posłał mi współczujące spojrzenie i wyszedł z sali.
Usiadłam ponownie na swoim miejscu, jakby przybita. Chwyciłam bezwładną dłoń taty i pocierałam delikatnie kciukiem.
- Nieważne co mówią tato... ja i tak wiem, że za niedługo się wybudzisz. Na pewno – powiedziałam jakby przekonując samą siebie. Spoglądnęłam na zegarek wiszący na przeciwległej ścianie i pocałowałam tatę w czoło. – Idę już. Przyjdę do ciebie jutro, tatusiu – szepnęłam i zabierając swoją torbę i płaszcz, wyszłam ze szpitala.

*

Kolejne kilka dni minęło tak samo. Harry pomagał mi w ogarnięciu domu, pomocy przy Olly’m, a ja jeździłam codziennie do taty. Po ostatnim razie, kiedy poruszył palcami, nic się nie działo. Nadal był stabilny, lecz nic nie wskazywało na to, że miał się wybudzić.
Devon również starał się przychodzić do taty, oraz mi pomagać, ale ze względu na to, że pracował i miał też swoje życie prywatne, które zaczął budować i podnosić na wyższe etapy, nie miał czasem po prostu na to czasu.
Funkcjonowaliśmy dzięki temu, że Harry postarał się jak najszybciej nagrać większość solówek do albumu i miał przez to więcej czasu, oraz dzięki niezliczonej pomocy Meredith, która nie raz zajmowała się Olivierem, czy po prostu pomogła mi w domu.
- Hej Hazz – weszłam do pokoju, i po ściągnięciu pantofli, weszłam na łóżko kładąc się na wznak, obok czytającego książkę chłopaka. – Boziu, moje plecy... – jęknęłam przeciągle wyciągając się na łóżku i przymykając oczy.
Harry włożył do książki zakładkę i odłożył ją na bok. Wstał z łóżka, udał się bez słowa do łazienki i po chwili wrócił z niej, z jakąś buteleczką. Usiadł na łóżku i kazał mi podnieść się, do siedzącej pozycji. Miałam na sobie jedynie krótkie, materiałowe szorty i bluzkę na ramiączkach, robiącą za pidżamę.
- Ręce w górę, maleńka – mruknął i gdy wykonałam jego polecenie, chwycił za krańce bluzki i ściągnął ją ze mnie zwinnym ruchem. Odruchowo skrzyżowałam ręce na piersiach, czując jak na moje policzki się czerwienią i popatrzyłam się pytająco na chłopaka, nie wiedząc, co zamierza zrobić. On zaśmiał się tylko dźwięcznie, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Zasłaniasz się, jakby tu było coś, czego jeszcze nie widziałem – prychnął, a ja jęknęłam zażenowana.
- Harry!
- No co, skarbie? Powiedz mi, nie mam racji? – wystawił język, na co ja przewróciłam oczami. – A teraz odwróć się i połóż płasko na brzuchu. – polecił a ja popatrzyłam jeszcze raz na niego i wykonałam polecenie. Chłopak usiadł okrakiem na moich pośladkach, co wydało mi się jeszcze bardziej dziwne.
- Harry. Co t... – nie dał mi dokończyć, i mnie uciszył, nachylając się przy moim uchu.
- Cśśś... po prostu rozluźnij się, kotku – mruknął ponętnie i złożył pocałunek na moim karku, na co cicho jęknęłam. Chłopak znów się zaśmiał, z mojej reakcji i po chwili poczułam, jak coś zimnego rozlewa się po skórze na moich plecach. Wzdrygnęłam się, ale zaraz potem w tym samym miejscu pojawiły się duże dłonie Harry’ego, sprawnie ugniatające i masujące moje obolałe mięśnie.
- Ummm... o taaakk... – jęknęłam przymykając oczy i oddając się całkowicie pieszczocie. Dłonie Harry’ego wędrowały po moich ramionach, plecach i karku, rozluźniając i sprawiając, że ledwo powstrzymywałam się przed jękami aprobaty. Gdy trafił w jeden mocno zastany mięsień znów jęknęłam, tym razem głośniej – Ooo tuuu... proszę, nie przestawaj – z moich ust wydobyło się głośne mruknięcie.
- Abby... wiem, że jestem zajebistym masażystą, ale sąsiedzi zaraz pomyślą, że tu się odbywają jakieś orgie – zaśmiał się nie przestając wykonywania swoich czynności.
- Mam ich w dupie, a ciebie od dziś mianuję... auć – syknęłam, kiedy mocniej przycisnął -... moim masażystą – dokończyłam uśmiechając się do poduszki. Harry zaśmiał się tylko w odpowiedzi i znów nachylił się do mojego ucha.
- Widzisz... a ja mam nowy sposób na to, żebyś wiła się pode mną z rozkoszy – mruknął specjalnie dotykając ustami płatka mojego ucha, na co ja najpierw się wzdrygnęłam, a potem przewróciłam oczami, oddając się przyjemności, zadawanej przez jego sprawne ręce.

*

Kolejny dzień byłby prawie cudowny, gdyby nie jedna mała sprawa. A mianowicie niespodziewany gość, który zawitał u progu naszych drzwi, dziś rano.
Siedziałam razem z Harry’m i Olivierem i jadłam śniadanie. Harry dostał kilka dni wolnego, aż do czasu promowania nowego kawałka. Z tego co wiem, pierwszy raz miał się pojawić za niecałe dwa tygodnie, a kilka dni później, chłopcy mieli pójść na wywiad i po raz pierwszy zaśpiewać nowy singiel na żywo.
Dzwonek do drzwi zadzwonił i byłam pewna, że to Devon, lecz myliłam się. Przede mną stała wysoka, jak zawsze postawna brunetka. Jedyne co się zmieniło, to, to, że miała teraz krótkie włosy, ale nadal wyglądała jak prawdziwa kobieta biznesu. Ogarnął mnie totalny szok, kiedy zobaczyłam ją, a jeszcze większy, jak przesłodzenie-radosnym głosem, przywitała się ze mną, tak jakby nigdy nic nie zrobiła ani mnie, ani całej naszej rodzinie.
- Witam, Abigail – ściągnęła czarne okulary z nosa i czekała na jakąś reakcję z mojej strony, lecz się nie doczekała. Próbując ogarnąć moje pierwsze zaskoczenie, stanęłam zakładając ręce na piersi i patrzyłam na nią uważnie. – O, Harry... Ty nadal tutaj – powiedziała od niechcenia patrząc gdzieś za mnie, i gdy się odwróciłam, zobaczyłam mojego chłopaka, który podszedł do mnie od tyłu, i stanął za mną.
- Po co tu przyszłaś? – syknęłam ledwo się powstrzymując. Nie wiem czemu, ale wszystkie moje dawne uczucia, które żywiłam do tej kobiety, pospolicie nazywanej moją matką, wróciły ze zdwojoną siłą, kiedy zobaczyłam jej parszywą twarz. Jak ona śmiała jeszcze w ogóle tu przychodzić?!
- Tak się składa, że przyszłam do twojego ojca, bo mam do niego sprawę, i nie takim tonem, młoda damo – upomniała mnie, ostrym tonem, na co ja tylko prychnęłam pod nosem.
- Przepraszam, ale kim dla mnie jesteś, żeby mi rozkazywać? – spytałam kpiąco. – Nikim. No właśnie. Więc możesz zbierać zwój puszczalski tyłek z tej posiadłości, bo taty nie ma w domu. I wiesz co? Wątpie, żeby chciał jeszcze kiedykolwiek z tobą rozmawiać, lub mieć interesy... Żegnam. – zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem, i poszłam szybkim krokiem do kuchni, nawet nie zważając na Harry’ego. Podeszłam do okna i uchyliłam lekko zasłonkę, widząc jak idzie totalnie oburzona, w kierunku czarnego samochodu, za kierownicą którego siedział jakiś mężczyzna w garniturze. „Kolejny naiwniak...”
- Hej, Abby... wszystko w porządku? – Harry podszedł do mnie, kładąc dłonie na mojej talii i zwinnie obracając mnie w swoim kierunku.
- No jasne... właśnie moja matka, jeżeli mogę jeszcze ją tak nazwać wpadła w odwiedziny do mojego taty, który leży w śpiączce w szpitalu... jest wprost fantastycznie – powiedziałam ironicznie i zaczęłam masować sobie skronie. – Aż mnie głowa zaczęła boleć od patrzenia na tą kobietę – westchnęłam.
- Skarbie, idź się położyć. Musisz trochę odpocząć. Ja zajmę się Olivierem i pojadę do szpitala zobaczyć co z twoim tatą. Daj sobie spokój przez jeden dzień, bo za niedługo naprawdę wysiądziesz... – powiedział troskliwym głosem, a ja popatrzyłam na niego niepewnie. – Mówię całkiem poważnie – dodał, widząc moją minę.
- Uhh... Ale na pewno dacie sobie radę? – spytałam.
- Na pewno... a teraz do łóżka marudo – złożył na moich ustach krótki pocałunek i uśmiechając się czule, popędził mnie do pokoju.

To mi na pewno dobrze zrobi... dawno porządnie się nie wyspałam.

*****************

Zaskoczeni? Jak myślicie, czego matka Abigail chciała od jej taty? Macie na to jakieś pomysły? ;)
Jak widzicie wyrobiłyśmy się na dziś (co prawda rozdział miał się pojawić jutro, ale jesteśmy dla Was za dobre ;p) No i wchodząc już w ten temat, postanowiłyśmy, że rozdziały będą się pojawiać co tydzień, w weekendy :) Jeśli się nie wyrobimy, to bardzo Was przepraszamy, ale my też mamy swoje sprawy i obowiązki i czasami po prostu to nie jest zależne od nas, więc gdyby coś takiego miało miejsce, to mam nadzieję, że zrozumiecie :) Nic... to chyba tyle. Miłego weekendu wszystkim i do następnego! x
Autorki

15 komentarzy:

  1. Co tu dużo pisać? Rozdział cudowny! Macie talent, mam nadzieję, że uda Wam się dodać rozdział jakoś niedługo ;) Oczywiście rozumiem, że macie swoje sprawy- jak każdy. Weny dziewczyny i również miłego weekendu <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się że rozdziały będą regularnie :)
    No i ten rozdział-nie dziwię się napięciom między Harrym i Abby, oboje są zmęczeni, ciągle zajęci... Dobrze że starają się znaleźć czas dla siebie nawzajem. Szkoda tylko Olly'ego, który widział ich kłótnię.
    Co do matki Abby pewnie chce kasy... Taka klasyka-jak nie wiesz o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny! Nie mogę doczekać się następnego. Harry jest taki opiekuńczy, wkurzyła mnie matka Abby , ale nie mam zielonego pojęcia o co mogło jej chodzić. Cieszę się, że ustaliłyście terminy dodawania rozdziałów. Macie talent do pisania , życzę weny. Asia @love_cookies3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo, super że będą regularnie teraz :D
    Rozdział bardzo przyjemnie się czytało, macie talent :)
    Ciekawi mnie czy tata Abby się wybudzi.. Hmm... a co do odwiedzin matki mam wrażenie że chodzi o pieniądze, ale kto wie? No cóż, zostawiam to waszej nieposkromionej wyobraźni :D
    /K :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne! *.* Wyszedł fantastycznie! <3 Czekam na następne! <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Boski*.*
    czekam na anastępny! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sądzę, że chodziło o pieniądze. ;)
    Rozdział wspaniały i ciekawy.
    Czekam na nn ;3
    @puchnina3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie, czekam na next xD I nie mam zielonego pojęcia co chciała matka Abby ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też mam wrażenie, że matka Abby chce wyciągnąc od nich kase :D
    no ale... :D
    Czekam na kolejny, ten był świetny jak zawsze, fajnie, że coś się dzieje :)
    Weny Wam życze ;**

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominuję Cię do Liebster Awards! Więcej info tu-->http://take-me-home-tlumaczenie.blogspot.com/2013/12/liebster-awards-x4.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie mam pojęcia, co ta kobieta chciała, ale rozdział ZAJEBISTY!

    OdpowiedzUsuń
  12. bardzo mi sie podobał :)

    OdpowiedzUsuń